W życiu każdej orientalki nadchodzi moment, w którym postanawia wystartować w konkursie. W moim przypadku miało to miejsce w tym roku na Eastern European Oriental Championship.
Pierwszy poważny występ sceniczny. Jeszcze na dwa dni przed byłam święcie
przekonana, że jestem perfekcyjnie przygotowana pod każdym względem.
Ostatecznie wraz z naszą cudowną Eleną ćwiczyłam w pocie czoła mój układ.
Piękne mejanse, ze spokojnym melodyjnym początkiem, do którego akompaniował mi
woal i mocnym zakończeniem na bębnach. Pamiętałam układ, znałam muzykę, wielki
postęp w stosunku do początków mojego tańczenia. Miałam piękny strój: „rybkę” w
moich ulubionych kolorach, róż i fiolet. Kilka nocy go ozdabiałam i wyklejałam
(najgorsze były pióra).
Jakby tego było mało już nie raz występowałam na scenie przed
publicznością. Mamy nasz Festiwal Bajsan odbywający się co pół roku.
Ponadto występowałyśmy gościnnie na kilku festynach. Ze sceną czułam się obyta.
Byłam pewna, że wszystkie wpadki i niepowodzenia mam już za sobą.
Gdy tańczyłyśmy po raz pierwszy z okazji dnia kobiet to
kompletnie zapomniałam cały układ. Całe szczęście był to układ grupowy więc
było od kogo podejrzeć. Do tej pory pamiętam jak mi się ręce trzęsły. Innym
razem tak się przestraszyłam małej sceny na podwyższeniu, że nie dość że
zapomniałam układ to jeszcze tańczyłam ze wzrokiem utkwionym w podłogę bo bałam
się że spadnę. Zdarzyło się i nie wyrobić na wejście gdyż nie zdążyłam się na
czas przebrać. Wiadomo jak to jest, zbyt wymagający strój, zbyt mało czasu.
To wszystko sprawiło że czułam się przygotowana. Uważałam że zrobiłam
wszystko co mogłam i nic mnie nie zaskoczy. Otóż myliłam się…
Kłopoty zaczęły się już w domu podczas malowania. Doszłam do wniosku, że
skoro zawsze malowałam się sama to konkurs nie będzie wyjątkiem. Nie wiem jak
ale zrobiłam sobie oczy a la panda… Kiedy już opanowałam ten problem to ledwo
doszłam do samochodu, tak mi się nogi trzęsły. Po dotarciu na miejsce nie było
łatwiej. Dobrze że Elena była z mną bo inaczej to nie wiem jakbym
się ubrała, chyba wcale.
Od czasu wyjścia z szatni aż do chwili, w której nadeszłam moja kolej,
prawie nic nie pamiętam, tak się stresowałam. Nie pomógł nawet wyborny
koniaczek Eleny. Bałam się i denerwowałam bardziej niż przed jakimkolwiek
występem wcześniej. Potem dotarło do mnie, że to była świadomość, że tym razem
patrzą na mnie światowej klasy tancerki i tancerze. Jak się pomylę to będą o
tym wiedzieli, nie da się tego zatuszować uśmiechem. Na festiwalu tańczyłyśmy
zawsze przed znajomymi, tak bardziej dla siebie żeby mieć jakiś punkt
orientacyjny jak daleko już zaszłyśmy. Na festynach z kolei miało się ten
komfort, że najprawdopodobniej nikt się nie zna na naszym tańcu, więc
publiczność będzie zadowolona bez względu na to co zrobię na tej nieszczęsnej
scenie. Na konkursie już tak nie jest. Każda jedna osoba na widowni ma choć
minimalne pojęcie o tańcu. Ta wiedza dosłownie paraliżowała mnie.
Całe szczęście Elena weszła ze mną za kulisy i w odpowiednim momencie lekko
pchnęła mnie na scenę, chyba dlatego w ogóle wyszłam.
Mój występ można opisać krótko: wyszłam, zatańczyłam, wszystko pamiętałam tylko ze dwa razy w muzykę nie trafiłam. Ale co tam, pierwsze koty za płoty! Mam wspaniały dyplom za zaszczytne ostatnie miejsce i niesamowite wspomnienia a nade wszystko doświadczenie do wykorzystania za rok (a może nawet wcześniej, kto wie?)